Magiczne Tivoli

PIĄTEK - DZIEŃ TRZECI

Wstępnie planowałyśmy wyjazd poza miasto na sobotę. D. poradziła nam jednak wyruszyć na wycieczkę dziś, ze względu na to, że jutro pogoda podobno ma się zepsuć (patrzę przez okno i nie mogę w to uwierzyć!).

Planując nasz czterodniowy wypad do Rzymu założyłyśmy, że jeden dzień spędzimy nad morzem. Ale nasze plany trochę się pozmieniały i w związku z tym jedziemy dziś do Tivoli, niewielkiej miejscowości znajdującej się ok. 30 km na wschód od Rzymu.

Jedziemy na dworzec autobusowy przy Ponte Mammolo, skąd odjeżdżają busy do Tivoli. Godziny odjazdu autobusów wprawdzie wyświetlają się przy każdym stanowisku na dworcu, ale kierowcy nie do końca przestrzegają rozkładu jazdy. Po dłuższej chwili w końcu siedzimy już w wypchanym po brzegi busie, w którym spędzimy najbliższe 1,5 h.

Podróż nie należy do najprzyjemniejszych ze względu na upał i tłum podróżujących. Na szczęście widoki jakie na nas czekają rekompensują te niedogodności w 100%.
Wycieczkę zaczynamy od espresso i lodów. Chyba powoli to zaczyna być nasz mały rytuał :)
Po chwili odpoczynku w cieniu drzew wyruszamy odkrywać miasto. Naszym celem jest Villa Gregoriana - przepiękny park, który wygląda jak namiastka tropikalnego lasu w Europie.

 Na drugie śniadanie obowiązkowo lody z Pasticceria Mannelli!





Krążymy dość długo po górzystym centrum pytając miejscowych o drogę aż w końcu docieramy do celu.

Villa Gregoriana to park położony u stóp starożytnego akropolu. Poza podziwianiem ciekawej roślinności i przepięknymi widokami, możemy tam również posiedzieć w cieniu drzew i odpocząć na jednej z licznych ławek albo wystawić twarze do słońca nad wodospadem. Co ciekawe - ławkę w parku można sobie wykupić! Na większość widnieją już imiona i nazwiska szczęśliwych posiadaczy.

 Aga fotograf



 Villa Gregoriana/foto Aga F.

Villa Gregoriana/foto Aga F.

 Wspólne zdjęcie!/foto Aga F.


 Czy to Toskania?



 Wąskie, kręte ścieżki prowadzą w dół, do jaskiń Neptuna i Syren oraz do Wielkiego Wodospadu.

Czuję się jakbym naprawdę była w innym świecie. Cisza, spokój, zieleń, szum wody, słońce... Odpoczywamy chwilę nad wodospadem i ładujemy baterie na nadchodzące jesienne dni, które niestety zbliżają się do nas wielkimi krokami...





Opuszczamy urokliwy park, wdrapując się po stromych schodach na sam szczyt akropolu. Znajdujemy się na niewielkim placu, wśród starych kamieniczek. Tivoli przypomina trochę małe miasteczka w Czarnogórze i Chorwacji. Jest tak cicho i spokojnie, nie widać żywej duszy! Chyba właśnie trwa sjesta. Zapach suszącego się prania miesza się w powietrzu z zapachem jakiejś aromatycznej potrawy...









Tajemnicze i kręte uliczki doprowadzają nas w końcu do czegoś w rodzaju tarasu widokowego. Patrząc na zielone wzgórza i smukłe drzewa czuję się jakbym była w Toskanii.

Miejscowe koty wyraźnie sugerują nam, że sjesta trwa i nie powinnyśmy przeszkadzać im w zasłużonym odpoczynku :) Powinnyśmy też wyłożyć się gdzieś w dogodnym miejscu i najzwyczajniej w świecie leniuchować.

 Kocia siesta!





Docieramy w końcu do centrum miasteczka. Akurat wtedy, kiedy głód już mocno zaczyna nam doskwierać! Siadamy w jednej z niewielkich knajpek w okolicach kościoła. Tutaj życie już toczy się normalnie, jak w każdym niedużym mieście. Starsi panowie siedzą na murku i dyskutują, kilka osób sączy espresso, ktoś wraca z pracy, ktoś inny mija nas na rowerze z koszykiem wypchanym zakupami.

Deja-vu to niewielka knajpka, w której poza kawą i innymi napojami można też zjeść coś lekkiego. Zamawiamy sałatkę z pomidorami, mozzarellą i oliwkami oraz pizzę Cappricciosa (z szynką, pieczarkami, oliwkami i jajkiem (!)), która zostaje podana w dość specyficzny sposób, co możecie zobaczyć na zdjęciu poniżej. Mimo to, że składniki są dosłownie rzucone na pizzę i nie jest ich zbyt dużo, to samo ciasto jest chrupiące i delikatne. Sałatka jest pyszna, bo - jak już wcześniej pisałam - sałata jest tutaj bardzo smaczna. Do tego soczyste pomidory, mozzarella, oliwki i ocet balsamiczny - cud miód w najprostszej postaci! Przy okazji jeszcze znajoma kelnera, która siedzi tuż obok nas, ma najpiękniejszego pod słońcem psiaka - najchętniej zabrałabym go ze sobą do Polski :)

Po sycącym obiedzie zmierzamy już powoli na autobus powrotny do Rzymu. Zbliża się już 18, a na dzisiejszy wieczór mamy jeszcze sporo planów, m.in. Koloseum nocą, namioty nad Tybrem i włóczenie się po Zatybrzu.







Che bello!
Skoro dzień w Tivoli zaczęłyśmy od lodów to tak samo musimy go zakończyć. Lody o smaku Kinder Country, Kinder Niespodzianki i ciastek Oreo to najlepszy deser jaki można sobie wymarzyć w tym magicznym mieście!



0 komentarze:

Prześlij komentarz