Foodstock Berlin Edition

Pamiętacie Zakochany Foodstock? Mnóstwo ludzi. Głośna muzyka. Dużo dobrego jedzenia. Jedna porcja za karnet o wartości 5 zł. Przypominacie sobie?
Tym razem wybierzemy się do FORUM Przestrzenie na jesienną odsłonę festiwalu. Będzie nietypowo, ulicznie, "po berlińsku". Będą tłumy ludzi i głośna muzyka. Będą ekologiczne ciasta i mniej ekologiczne burgery. Będą food trucki dla wielbicieli jedzenia na świeżym powietrzu i typowe stoiska w FORUM.  A co najważniejsze - będzie smacznie!

6 października, czyli prawie dwa miesiące temu (jak ten czas leci!), w pochmurne, niedzielne popołudnie udaliśmy się do FORUM Przestrzenie na wielkie żarcie. Oczywiście byliśmy wszyscy bardzo głodni, bo przed każdym Foodstockiem należy sobie robić co najmniej 24-godzinną głodówkę. Już z daleka zobaczyliśmy dzikie tłumy przed FORUM - kolejki wijące się przy food truckach, obsadzone leżaki i murki. Zapach burgerów i smażonych pierożków dobiegający z ciężarówek jeszcze bardziej pobudził nasz apetyt. W środku jeszcze więcej ludzi niż na zewnątrz, mieszanka zapachów, rozmów i klubowej muzyki. Istne szaleństwo! Kolejka po karnety na szczęście nie była zbyt długa, więc po kilku chwilach mogliśmy wyruszyć już na polowanie (dosłownie :)). Dziewczyny zaczęły ucztowanie od słodkiej przekąski z Shake&Bake - skusiły się na shake z ciasteczkami Oreo i oponkę z czekoladą. My udałyśmy się do stoiska o wdzięcznej nazwie Przylądek Dobrej Nadziei, gdzie kupiłyśmy kieszonkę z ciasta ze szpinakowym farszem i tortille z warzywami. Pyszne i bardzo warzywne, idealne na początek kulinarnej uczty! Bardzo bardzo nam smakowało, chętnie odwiedzimy ten przylądek kolorowej Afryki na krakowskim Kazimierzu i spróbujemy innych przysmaków - aromatycznej kawy, herbaty albo fajki wodnej!




Następnie ustawiłyśmy się w kolejce do stoiska Hamsy (HAMSA hummus & happiness israeli restobar). Wiadomo, że Hamsa słynie z dobrego jedzenia, więc trzeba było trochę poczekać. Wszystko wyglądało bardzo apetycznie - kolorowe tarty, hummus, wrapy z warzywami... Zaszalałyśmy więc i spróbowałyśmy kilku przysmaków. Po pierwsze: wrap z warzywami i sosem czosnkowym - bardzo sycący! Po drugie: falafel z hummusem i warzywami w chlebku pita - fantastyczny! Po trzecie: tarta z dynią, figami i serem - niebo w gębie! Przysmaki kuchni izraelskiej zaczarowały nasze podniebienia, sama nie wiem która z tych trzech potraw była najlepsza.






Dziewczyny próbowały jeszcze smażonych pierożków (Salt & Pepper Food Truck), warzywnego burgera i kolorowych kanapek (Eko Chleb).


Na deser udałyśmy się na stoisko Youmiko Sushi, gdzie spałaszowałyśmy przysmak japońskiej kuchni z pstrągiem i ogórkiem. Później odwiedziłyśmy stoisko Zielonego Talerza, gdzie jadłam najlepszy w życiu tofurnik cappuccino czyli sernik bez sera (ale za to z tofu!) o smaku cappuccino. Zielony Talerz to ekologiczna cukiernia, w której zakochałam się już na poprzednim Foodstocku. Zdrowe słodycze w tym wypadku to nie oksymoron!
Na koniec spałaszowałyśmy tiramisu z Si Gela i z pełnymi brzuchami zasiadłyśmy na murku przed FORUM, żeby odpocząć po wielkim obżarstwie. 

Kolejny Foodstock już 15 grudnia!


Tofurnik cappuccino

Tiramisu


Lista wszystkich wystawców:
  • HAMSA hummus & happiness israeli restobar
  • Streat Slow Food
  • Lody Si Gela
  • Shake & Bake
  • Spółdzielnia Organic Bar & Take-away
  • Well Done
  • Salt & Pepper Food Truck
  • Samosa - pierożki indyjskie
  • BonJour CaVa
  • Zielony Talerz
  • Youmiko Sushi Cracow
  • United Visions
  • Gotowanie z pasją
  • Przylądek Dobrej Nadziei
  • Forum Przestrzenie
  • Burgertata
  • Eko Chleb

Najedzeni Fest! JESIEŃ

27 października po raz kolejny odwiedziliśmy FORUM Przestrzenie. Tym razem odbywała się tam jesienna edycja Najedzeni Fest!, poświęcona głównie winom. Do udziału zostali zaproszeni winiarze z Polski i ze świata. Można było nie tylko napić się tego trunku, ale również porozmawiać na temat kultury picia wina z wystawcami.
Ludzi i stoisk było co najmniej trzy razy więcej niż na Foodstocku. Były food trucki, stoiska kawiarni, restauracji, stowarzyszeń, blogerów... Były nawet stoiska z designerskimi ciuchami, przepięknymi filiżankami i kubkami (KALVA) oraz wiele innych atrakcji.

Nie zabawiliśmy tam długo, bo w planach mieliśmy wyjście do kina, ale spróbowaliśmy kilku fantastycznych potraw.
Po pierwsze: przepyszna tarta z marchewką i boczkiem (która na ciepło na pewno smakowałaby jeszcze lepiej!) od bardzo miłych Panów z Gotowanie z Pasją. Tarta wyglądała i smakowała bardzo dobrze, poza tym była niesamowicie sycąca. 



Na stoisku cukierni Tartelette  spróbowaliśmy przepysznych, maleńkich babeczek z budyniowym kremem waniliowym i malinami. Niebo w gębie! Jak to mówią: mała rzecz a cieszy. Dziewczyny spróbowały również bardzo dobrego ciasta z galaretką owocową.


Na koniec udaliśmy się do Burgertaty, na słynne burgery z ciężarówki. Postawiłyśmy na serowe smaki: Aga i ja zamówiłyśmy na pół burgera z serem gorgonzola (Don Blue - wołowina, ser gorgonzola, sałata, pomidor, czerwona cebula, ketchup), dziewczyny zamówiły burgera z pomarańczowym serem Mimolette (Cheese - wołowina, ser Ementaler, ser Mimolette, sałata, czerwona cebula, ogórek konserwowy, pomidor, majonez, ketchup). Burgeromaniaków znalazło się wielu, więc trzeba było trochę poczekać. W międzyczasie udaliśmy się na stoisko z winem gruzińskim.
Zanim burgery były gotowe, zdążyliśmy już wypić nasze wino i trochę się podenerwować, że nie zdążymy dojechać do kina na czas. Ale warto było poczekać - burgery były bardzo dobre, wzięliśmy je na wynos i pałaszowaliśmy w tramwaju. 

Supra - wino z Gruzji


Kosmiczny burger
NIEDZIELA - DZIEŃ PIĄTY

Niedzielny poranek zaczynamy od wycieczki po okolicy. Z Ostrčilovo náměstí kierujemy się w stronę niewielkiego Parku Ztracenka. Nieopodal znajduje się również Bastion XXXI – U Božích muk. Jest to kolejny punkt widokowy w Pradze. Poza tym znajdują się tam ciekawe obiekty, które możecie zobaczyć na zdjęciu poniżej :)  Po krótkim odpoczynku udajemy się do Kościoła Najświętszej Marii Panny i św. Karola Wielkiego (Kostel Panny Marie a svatého Karla Velikého). Budowla przykuła nasz wzrok podczas wieczornego powrotu do domu ze stacji metra Vyšehrad. W dzień wygląda równie pięknie. Wnętrze kościoła również jest warte zobaczenia! Przy okazji udaje nam się trafić na grupę żołnierzy inscenizujących wydarzenia sprzed lat. Nie wiem dokładnie z jakiej okazji odbywa się ta impreza, prawdopodobnie z powodu święta wojska. Przenosimy się więc o kilkadziesiąt lat wstecz i przez dłuższą chwilę przyglądamy się żołnierzom. Następnie wybieramy się na krótki spacer po Nuselskim Moście (Nuselský most), zwanym również mostem samobójców. Wiele osób odebrało sobie życie skacząc z Nuselskiego Mostu, dlatego dwadzieścia lat temu wybudowano wysokie ogrodzenia wzdłuż chodników. Z mostu można podziwiać kolorowe dachy kamienic i bazylikę na wzgórzu Vyšehrad.

Bastion XXXI – U Božích muk





Z Nuselskiego Mostu wracamy pod kościół i stamtąd kierujemy się do Ogrodu Botanicznego (Botanická zahrada). Ogród jest prowadzony przez studentów. Bardzo spokojne miejsce, idealne na odpoczynek. Zainteresowani przyrodą znajdą tam coś dla siebie, ci mniej zainteresowani mogą najzwyczajniej pospacerować i wypocząć. Ogród Botaniczny jest kolejnym punktem w Pradzie, gdzie na chodnikach możemy przeczytać fragmenty czeskich książek. Słynne cytaty z dzieł m.in. Karola Čapka możemy również zobaczyć w parku na wzgórzu Letná.




Po porannym spacerze udajemy się na Stare Miasto, do najsłynniejszej pijalni czekolady U Červené židle. Kawiarnia znajduje się w bardzo urokliwym miejscu przy ulicy Liliovej. W środku panuje spokój. Jest przyjemnie i rodzinnie (tak jak głosi napis przed wejściem). Pogoda dopisuje, postanawiamy więc usiąść w maleńkim ogródku z tyłu kawiarni. Poza pyszną czekoladą w różnej postaci, U Červené židle można kupić przepiękne pocztówki. Od słodkiego zapachu ślinka nam cieknie! Zamawiamy kawę latte, tiramisu, croissanta z czekoladą i caffè mocha (choco cafe). Czekolada do croissanta jest podana osobno, smakuje świetnie. Tiramisu też jest niczego sobie, bardzo delikatne, z dużą ilością kremu z serka mascarpone. Mocha jest podana z prawdziwą, gorzką czekoladą. Nie przepadam za kawą z syropami, ale kawa z mlekiem i rozpuszczoną czekoladą to zupełnie coś innego!
Chętnie posiedziałabym tam dłużej, niestety wzywa mnie wystawa dzieł Alfonsa Muchy i Salvadora Dali. Zostawiam więc rodziców w tej przyjemnej pijalni czekolady i udaję się obcować ze sztuką.

U Červené židle
Liliová 4/250
Praha 1


Latte: 49 Kc
Choco cafe (mocha): 65 Kc
Croissant z czekoladą: 25 Kc
Tiramisu: 60 Kc

3 osoby najadły się i napiły za 250 Kc













Po ponad dwóch godzinach spędzonych na wystawie nadeszła pora na obiad! Udajemy się do sprawdzonego już miejsca - Pivnice u Rudolfina, o której pisałam TUTAJ. Jedzenie w tej hospodzie bardzo nam zasmakowało, dlatego postanowiliśmy tam wrócić. Oczywiście powitano nas kuflem zimnego piwa. Do jedzenia zamówiliśmy ponownie utopenec (marynowana kiełbasa, bardzo popularna przekąska do piwa), ziemniaczane placuszki z ołomunieckimi serkami i (dla porównania z knajpką U Bansethů ) nakládaný Hermelín. Utopenec i ziemniaczane placuszki ostatnio bardzo nam smakowały, dlatego zamówiliśmy je po raz drugi. I znowu się nie zawiedliśmy. Nakládaný Hermelín również jest tutaj niezły, jednak ten pikantny z knajpki U Bansethů bardziej przypadł mi do gustu. 









Po ciężkim obiedzie wybieramy się na spacer wzdłuż Wełtawy, aż do przystanku Výtoň. Stamtąd kierujemy się na wzgórze Vyšehrad. Na wzgórzu znajduje się przepiękny, gotycki kościół św. Piotra i Pawła, stary cmentarz, na którym spoczywają znane osobistości, kilka mniejszych kościołów, fragmenty murów obronnych, rotunda św. Marcina... Poza tym ze wzgórza roztacza się niesamowity widok na Pragę. Nie wiedziałam, że z tak wielu miejsc można podziwiać to przepiękne miasto!




Słynny, czeski napój - Kofola. Kofola powstała w 1960 r. w Czechosłowacji i nadal jest konkurentką Pepsi i Coca-Coli w Czechach i na Słowacji.

Nasz ostatni wieczór w Pradze chcemy spędzić bardzo intensywnie. Wybieramy się więc najpierw na Plac Pokoju (Náměstí Míru), gdzie znajduje się kolejny piękny kościół św. Ludmiły oraz Teatr na Vinohradach. Przed kościołem stoi pianino, na którym chętni mogą grać. O zachodzie słońca na placu jest bardzo przyjemnie i klimatycznie, przez chwilę dajemy odpocząć naszym nogom i siedzimy na ławce, słuchając "koncertu" jednego z przechodniów, który postanowił zagrać coś na pianinie.

Po krótkim odpoczynku udajemy się na Malą Stranę. Szwędamy się uliczkami, podchodzimy pod Most Karola. Po dłuższej chwili nasz wzrok przyciąga niewielka kawiarnia, a raczej ogródek pomiędzy kamienicami. Zasiadamy przy jednym z ostatnich wolnych stolików, grupa muzyków rozkłada swoje instrumenty i zaczyna grać. Atmosfera jest niesamowita! Świece płoną, a my sączymy piwo przy dźwiękach gitary, trąbki, klarnetu i kilku innych instrumentów. Czeskie piosenki, przypominają trochę utwory Starego Dobrego Małżeństwa. Później zespół zaczyna grać covery znanych kawałków, zamieniając angielskie słowa na czeskie. Kavárna ČAS (bo o niej mowa) ma w sobie to COŚ. To coś, co sprawia, że czas się zatrzymuje.

Ostatni wieczór w Pradze naprawdę należał do tych magicznych. Oby więcej takich!

Kavárna ČAS
U Lužického semináře 15
Praha







PONIEDZIAŁEK - DZIEŃ SZÓSTY

Ostatni poranek w Złotym Mieście wita nas bardzo pochmurnie. W nocy chyba padał deszcz. Po raz pierwszy musimy założyć kurtki (wcześniej w ogóle nie były nam potrzebne :)). Mimo pogody udajemy się na ostatni spacer po Pradze. Przechodzimy przez Most Karola i spacerujemy po Kampie. Zahaczamy o Muzeum Sztuki Współczesnej, spacerujemy brzegiem Wełtawy. W parku zatrzymujemy się na chwilę przed tablicą z napisem Before I die... Sama chętnie bym tam coś dopisała :) Ciemne chmury powoli znikają i po raz ostatni cieszymy się słońcem w Pradze.








Na obiad udajemy się do Restaurace Na Rychtě. Wybieramy to miejsce, bo nie mamy już zbyt dużo czasu, a knajpka znajduje się niedaleko naszego hostelu.
Wybór miejsca okazuje się co najmniej świetny. Najczęściej jest tak, że najlepsze jedzenie odkrywasz w ostatni dzień pobytu w danym miejscu.
Restaurace Na Rychtě z zewnątrz wygląda niepozornie, w środku to typowa hospoda. Całkiem przyjemny lokal, z początku dość pusty (wczesna pora jak na obiad), z minuty na minutę zapełnia się ludźmi. Przychodzą miejscowi, głównie robotnicy w czasie przerwy na obiad, uczniowie, starsze małżeństwa. Kelner od razu przynosi nam piwo. Tym razem jest to Gambrinus. Długo zastanawiamy się co wybrać ze specjałów kuchni czeskiej. W końcu decydujemy się na danie o nazwie svíčková na smetaně a do tego houskový knedlík i brusiny. Brzmi to co najmniej egzotycznie. Ten czeski specjał to wołowina w sosie śmietanowym, podawana z knedlikiem z dodatkiem bułki, kleksem bitej śmietany i dżemem borówkowym. Wiem, że takie połączenie może wydawać się dziwne, ale to NAJLEPSZE danie jakie jadłam w Czechach. Mięso jest delikatne, sos jest bardzo korzenny, w połączeniu z knedlikiem przypomina w smaku piernik. Miękka wołowina smakuje wyśmienicie! Nawet z bitą śmietaną i dżemem :) Kiedy następnym razem odwiedzę Pragę, udam się prosto do Restaurace Na Rychtě i zamówię svíčkovą na smetaně. Ten piernikowy, korzenny smak na zawsze będzie mi się kojarzył z tym miastem. 

Restaurace Na Rychtě
Oldřichova 251/3
Praha

Svíčková na smetaně: 89 Kc (cena z lunch menu, normalna cena 119 Kc)
Piwo Gambrinus 0,5l: 27 Kc
Piwo Gambrinus 0,3l: 19 Kc

3 osoby najadły się i napiły za 338 Kc