Pierwszy miesiąc kalendarzowej jesieni już za nami. Nie było chyba aż tak strasznie, prawda?

Październik to jeden z moich ulubionych miesięcy - dni wciąż jeszcze są długie, na chodnikach leżą kolorowe liście, jesienne słońce ciągle jeszcze ogrzewa nas swoimi promieniami. Pięknie jest!

Na potwierdzenie moich słów garść jesiennych zdjęć z pochmurnej Pszczyny i słonecznego Krakowa.

Pszczyna















Kraków












PIĄTEK - DZIEŃ TRZECI

Piątkowy poranek rozpoczynamy od spaceru po Starym Mieście. Rynek staromiejski jest zatłoczony nawet we wczesnych godzinach przedpołudniowych. Tłumy turystów gromadzą się przed ratuszem, obserwują zegar "Orloj" i z napięciem czekają na wybicie pełnej godziny. Po krótkim "przedstawieniu" rozlegają się gromkie brawa. Nie wiem dlaczego ruchome figurki wzbudzają aż tyle emocji! Być może dlatego, że Orloj jest jednym z najbardziej znanych symboli miasta. Mnie znacznie bardziej fascynują urokliwe, wąskie uliczki, tajemnicze przejścia w pasażach i maleńkie kawiarenki ukryte w najmniej uczęszczanych przez turystów miejscach. Niektóre uliczki są dosłownie zalane przechodniami i zabarykadowane sklepami z pamiątkami. Ale tak naprawdę jedynie puste zaułki posiadają prawdziwy praski klimat.

Po raz kolejny pokonujemy Most Karola, gdzie dźwięki muzyki mieszają się ze wszystkimi językami świata. Przy ulicy Nerudovej mój wzrok przykuwa Gingerbread Museum, czyli Muzeum Pierników. Kto raz tam wejdzie na pewno będzie chciał wrócić!
Ulica Šporkova, która w blasku słońca równie dobrze mogłaby być nazwana Złotą, prowadzi nas coraz bliżej celu - wzgórza Petřín. Przed nami jeszcze spacer ulicą Vlašská, a potem niezliczona ilość schodów do pokonania...

Docieramy na wzgórze Petřín zlani potem. Oczywiście można było wybrać opcję dla bardziej leniwych - przejażdżkę kolejką linową. Zdecydowaliśmy się jednak na pokonanie tej trasy pieszo - dla zdrowia i dla pięknych widoków. Na wzgórzu znajduje się 60-metrowa wieża Petřínská rozhledna, zwana praską wieżą Eiffla (tak, tak - kolejne odwołanie do Paryża :)). Ze szczytu wieży rozpościera się niesamowity widok na całą Pragę. Patrząc z góry na to cudowne miasto nie mam wątpliwości, że warto było się pomęczyć i pokonać te wszystkie schody prowadzące na wzgórze Petřín.











Schodzimy ze wzgórza podobną trasą. Przecinamy Plac Małostrański i udajemy się do Ogrodów Wallensteina (Valdštejnska zahrada). To przepiękne miejsce jest ukryte pomiędzy kamienicami i naprawdę trudno tam trafić. Nam pomaga bardzo miły pan w mundurze, którego pytamy o drogę. Okazuje się, że od kilkunastu minut krążymy wokół właściwego miejsca.
W ogrodzie znajduje się Pałac Wallensteina (obecna siedziba Senatu Republiki Czeskiej), paw albinos i tajemnicza ściana stalaktytowa, na której można zauważyć ukryte wśród nacieków rzeźby groteskowych twarzy, potworów i zwierząt.





Późnym popołudniem wracamy na Stare Miasto. Głód daje się nam we znaki. Udajemy się na obiad do Konviktu, niewielkiego lokalu przy ulicy Bartolomějskiej. Wnętrze knajpki niewiele różni się od poprzednich lokali, które odwiedziliśmy w Pradze - półmrok, drewniane stoły i krzesła, pokaźny bar. Jest jednak znacznie spokojniej i mniej tłoczno. Od razu na naszym stole pojawia się piwo (zdążyliśmy się już do tego przyzwyczaić :)). Tym razem decydujemy się na małe odstępstwo od dań kuchni czeskiej - zamawiamy naleśniki ze szpinakiem i kurczakiem. Nie czekamy długo na pojawienie się naszego zamówienia. Niby powinniśmy się cieszyć, bo umieramy z głodu, ale jednak od razu daje się wyczuć, że naleśniki były odgrzewane w mikrofalówce. Wyglądają apetycznie i smakują nieźle, niestety w środku są chłodne (na pewno byłyby znacznie smaczniejsze gdyby przynajmniej odgrzano je w piekarniku).
Mimo to zjadamy wszystko, wypijamy piwo i udajemy się na dalsze zwiedzanie miasta.

Pivnice Konvikt
Bartolomějská 11
Praha 1







Po wizycie w Konvikcie spotykam się z moją koleżanką z Brna, która akurat w tym czasie jest u znajomych w Pradze. Udajemy się na kawę do bardzo przyjemnej kawiarni Cafe Ebel przy ulicy Řetězovej. Gorąca kawa po niezbyt gorącym obiedzie poprawia mój humor. Słoneczne popołudnie mija nam bardzo przyjemnie - siedzimy przy maleńkim stoliku, rozmawiamy, sączymy kawę i obserwujemy przechodniów. Idealna sjesta w praskim stylu!

Wieczór rozpoczynamy od wizyty w maleńkim barze w dzielnicy, w której mieszkamy (Nusle). Próbuję tam popularnego, czeskiego drinka - Fernet Stock z tonikiem.
Udajemy się nad Wełtawę, żeby stamtąd podziwiać zachód słońca. Budynki przybierają przeróżne odcienie złota, promienie zachodzącego słońca odbijają się w szybach kamienic.
Największą atrakcją tego wieczoru jest spacer na Plac Republiki, gdzie znajduje się Obecní dům (Miejski Dom Reprezentacyjny) - przepiękny, secesyjny budynek, którego wnętrza zostały stworzone m.in. przez Alfonsa Muchę. Dziś przekonaliśmy się na własne oczy jak wygląda złota Praga - poniżej garść zdjęć z wieczornego spaceru.